piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział IX "Niespodziewana wizyta"

- Mamo, tato!!!
- Co jest James? Coś się stało?!
- Tak! Tak... Widzieliśmy...
- No, kogo widzieliście?
- Ma... Malfoy'a!
- Kogo?! - wtrącił się nagle tata.
- Scorpius Malfoy. Przed sklepem, w którym byliśmy!
- Malfoy w mugolskim miasteczku?!
- No tak! Też się zdziwiliśmy ale...
- Hugo, Rose, co możecie powiedzieć? - spytała ciocia Hermiona.
- No nic konkretnego niestety... Weszliśmy do sklepu, a po trzech minutach Rose zauważyła Malfoy'a...
- Rose?
- Ja nic nie wiem... Ja go po prostu zobaczyłam...
- Dobra, może to zwykła pomyłka... Chodźcie jeść kolację.
***
- My już będziemy się zbierać, wiecie? Późno już.
- Na pewno? Może na noc zostaniecie? Mamy dość miejsca! - stwierdził wujek Ron.
- Właśnie! Dziewczynki by spały u Rose, a panowie u Hugo. Zmieszczą się! Wy z małą macie pokój gościnny.
- Dobra, Ginny, możemy zostać, co?
- Okej. Ale w takim razie dzieciaki, idźcie się myć.
- Dobra mamo!
- Jasne ciociu!
***
Siedziałyśmy z Rose w jej pokoju na łóżkach. Ja czytałam strasznie dziwną mugolską gazetę, a ona upinała w jedną całość swoje piękne, długie, rude włosy. W końcu cisza mi się znudziła.
- Rose?
- No...? - odpowiedziała Rose, trochę dziwnym głosem jak na siebie.
- Od czasu, kiedy zobaczyłaś Malfoy'a, ani razu się nie odezwałaś. O co chodzi?
- No bo... Zresztą... Nie zrozumiesz mnie...
- Jak to? Powiedz!
- Podobał ci się kiedyś jakiś chłopak?
- Nie...
- No właśnie! Ja jestem w wieku James'a. Scorpius też jest z tego rocznika co my... Malfoy w Slytherinie, twój brat jest Krukonem, a ja należę do Gryffindoru.
- No tak, ale co ma do tego to, czy mi się jakiś chłopak podoba?
- James ma dziewczynę, co nie?
- No ma...
- A ja jestem singielką... W moim guście są wysocy blondyni, a Scorpius właśnie takim jest...
- Aaaa... To dlatego on tak dziwnie się na ciebie patrzył! Wygląda na to, że do siebie pasujecie...
- No nie wiem... Tata pewnie się wkurzy jak się dowie... Nie mów nikomu okej?
- Dobra... Też ci coś powiem...
- No, słucham?
- Mi też się ktoś podoba...
- Serio? Opowiadaj kto!!!
W tym momencie weszła mama.
- Co tam dziewczyny? Późno już, kładźcie się spać. Rose, ale ty masz piękne te włosy... Nigdy nie mogłam się napatrzeć.
- Dziękuję.
- Mamo, my już się kładziemy, ok? Dobranoc!
- Dobra, ale macie być cicho, bo obudzicie Silvię.
- Dobra ciociu!
- To dobranoc dziewczyny.
Kiedy mama wyszła, obie odetchnęłyśmy z ulgą. Niby jestem młodsza od Rose, ale rozumiemy się bez słów.
- Uff... No, to kto ci się podoba?
- Ale nie powiesz nikomu?
- Jasne!
- Twój brat...
- HUGO?! - wykrzyknęła Rose, i po chwili zatkała sobie usta dłonią. - Sorki. Na prawdę podoba ci się mój brat?!
- No...
- No cóż... Każdy ma swój gust...
***
Siedzieliśmy w naszym domu przy obiedzie, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Pójdę otworzyć! - zaoferował Al.
- Ok. Tylko się pośpiesz, bo wystygnie! - powiedziała mama.
- Jak myślicie, kogo do nas przywiało? - spytał James.
- Nie mam pojęcia! Ktoś kogoś zapraszał? - spytał tata.
- Wygląda na to, że to ktoś do ciebie bracie... - odezwał się wracający z przedpokoju Albus.
Usłyszeliśmy kroki za nim, a za moment ukazała się w drzwiach Silvia.
- Silvia! Co ty tu robisz kocie?! - powiedział James i natychmiast podbiegł do niej i pocałował w usta.
- Hej kochanie! Przyjechałam, bo strasznie się stęskniłam; poza tym chciałam poznać rodzinę mojego przyszłego męża! Hahaha! Dzień dobry wszystkim!
- Dzień dobry Silvio! Miło mi cię poznać. Może usiądziesz z nami do obiadu? Jeszcze jest trochę.
- Bardzo chętnie, dziękuję.
- Zostajesz na noc? - spytał Al.
- A ciebie co to obchodzi?! To moja dziewczyna! Nawet nie waż się do niej zbliżyć!!!
- Jakiś ty waleczny się zrobił! Nie znałam cię pod tym kątem miśku!
- Nie moja wina, że on do ciebie podrywa! Nie zgadzam się na to!!!
- No już, spokojnie... Pokażesz mi swój pokój?
- Jasne, chodź!
- Tylko zaraz wróćcie, bo obiad stoi na stole!
- Dobrze proszę pani.
- No, to jesteśmy.
- Jeej... Ładnie tu masz! Jak myślisz, zmieścimy się na jednym łóżku?
- Hahah, tak kotku. Na pewno! Jest w sam raz!
- To super! Połóż się na nim.
- Eeem... Okej...
- No, dawaj dawaj! Kładź się! Nie tak! Na plecach!
- Dobra... Już!
- Teraz uważaj!
Mrugnąłem powiekami, a ona znalazła się tuż obok mnie! Sekundę później, leżała na moim brzuchu...
- Kotek? Co robisz?
- Nie odzywaj się, bo cię trzepnę!
- Okej już!
Zaczęła mnie całować... Na początku byłem trochę w szoku, ale potem "włączyłem się" do tej czynności. Było zarąbiście!
- W nocy powtórzymy kochanie! Chodźmy na dół.
- Mrraśna jesteś! Kocham cię.
***
- Silvia, może chciałabyś zwracać się do nas ciociu i wujku? Skoro już jesteście parą, no to...
- Dobrze ciociu!
- Świetnie. To jak zostajesz w końcu na noc? Bo już nie wiem.
- Tak ciociu. Jeśli można to wzięłabym od was jakiś materac, to będę spać u miśka.
- Miśka, czyli James'a, tak? - spytał tata z uśmiechem na twarzy.
- Tak wujku. To mogę?
- Jasne! James, przynieś materac, co?
- To ja będę u ciebie w pokoju. Dobranoc wszystkim!
- Dobranoc. Lily, Al, wy też idźcie spać. - powiedział tata.
Kiedy już wszystkie dzieci poszły spać, rodzice spokojnie mogli pogadać.
- Jak myślisz, Harry, nie zrobią tam na górze nic głupiego?
- Nie, skąd! To mądre dzieciaki! Mogą się najwyżej zbyt dużo całować, ale od tego nic się nie stanie.
- No tak, masz rację. Chodź, pogramy w szachy.
- Okej.
--------------------------------------------
*tym czasem u James'a*
--------------------------------------------
- Ach... Masz wygodne łóżko, wiesz?
- Wiem, uwielbiam na nim leżeć... Ale z tobą jest lepsze!
- Hah! Kocham cię!
- Mam sześciopak, wiesz...?
- Serio?! Wstań na chwilę!
James usiadł, a Silvia zaczęła zdejmować mu koszulkę.
- Nie no, faktycznie, niezły brzuszek!
- Co nie? Długo nad nim pracowałem...
- Fajnie... Wiesz, zmęczona jestem, długo do was jechałam, chodźmy spać, co?
- Okej, ale zabraniam ci korzystać z materaca! Daj mi na chwilę wstać.
James wstał i przedziurawił materac.
- Co robisz?!
- Rano powiemy, że materac był dziurawy i musiałaś spać ze mną.
- No dobra miśku!
- To dobraNOX kocie!
- Dobranoc.
Silvia zasnęła wtulona w ciało James'a. On też po chwili usnął. Oboje czuli się cudownie...

To ten kolejny rozdział ;) Mam nadzieję, że nie przesadziłam z "romansami" ale musiałam :D Krukonko, trochę z tą Rose i Scorpiusem bazowałam się na twoim blogu, ale mam nadzieję, że się nie obrazisz :*
Komentować!!!

środa, 15 stycznia 2014

Rzdział VIII "Mugolskie miasteczko i..."

Nareszcie wakacje... Hogwart to super miejsce i do lepszej szkoły nie mogłem trafić, ale też trzeba się uczyć i w ogóle... Buda jak buda, nikt ich nie lubi...
- Tato, pójdziemy pograć w Quidditcha?
- Okej. Albus, ty też chcesz?
- Tak tato!!!
- A dziewczyny będą grać?
- Lily tak, ale ja nie mogę, muszę się zająć małą.
- Dobra, to chodźmy!
***
- Ale było super! Kiedy powtarzamy tato?
- Nie wiem Al. James, serio świetnie grasz! Rozumiem, że to ciebie McGonagall ciebie wygrała na kapitana Krukonów!
- Serio? Dzięki tato!
- Chłopaki! Może pojedziemy do cioci Hermiony i wujka Rona? Zrobimy im małą niespodziankę, co wy na to?
- Dobry pomysł kochanie! Dzieci! Ubierajcie się w ładne ciuchy i schodźcie na dół, dobra?
- Okej tato.
***
*puk puk puk*
- Już już! Otwieram! - usłyszeliśmy głos Hermiony. - Harry! Ginny! Co wy tu robicie?!
- Przyszliśmy was odwiedzić!
- Ronald, dzieci! Chodźcie tu, gości mamy!
- Kto przyszedł kochana? O! Harry, stary! Kopę lat!
- Wchodźcie, proszę! Akurat wczoraj ciasto zrobiłam. Herbatę, czy kawę?
- Ja może kawę poproszę.
- Ja też kawę. Dzieci, idźcie się pobawić z Hugo i Rose, dobrze?
- Dobra mamo!
Weszliśmy z Albusem i Lily do pokoju Rose. Tu nas zaprosili. Pewnie dlatego, że był większy, niż Huga. W każdym razie... Był nie duży, był ogromny! Ściany pomalowano na jaskrawy pomarańczowy kolor. Na początku aż głowa mnie rozbolała, ale idzie się przyzwyczaić. Łóżko było chyba małżeńskie, takie wielkie! Tyle rzeczy miała w tym pokoju, że ja nie wiem...! Bardzo dużo książek... Plakaty z jej ulubioną drużyną Quidditch'a... Chyba wszystko tam miała... Myślałem i myślałem i myślałem...
- James...? James! James!!! Żyjesz ty jeszcze?!
- Och... A... Tak jasne, sory... Fajny masz pokój, Rose.
- Dzięki James! To miło.
- No spoko. To co robimy? - powiedziałem jeszcze trochę nieprzytomny.
- Może pójdziemy zobaczyć co sprzedają w mugolskich sklepach? - zaproponował Al.
Warto bowiem dodać, że Weasley'owie mieszkali w mugolskim miasteczku. Jednak żaden mugol nie widział ich domu. To było szokujące, ale fajne!
- Och... Tyle razy już to widziałam... - powiedziała Rose. - ale jesteście tu pierwszy raz, to możemy pójść, co nie Hugo?
- Jasne! Chodźmy.
- Mamo, tato, wujku, ciociu, możemy pójść pokazać Potterom, co sprzedają w mugolskich sklepach?
- Jasne, idźcie dzieciaki. - powiedział Ron.
- Moment... Czy to na pewno bezpieczne? Tyle mugoli dookoła... Jesteście pewni? - powiedziała mama.
- Pewka! Nic się im nie stanie! Tu jest bezpieczniej, niż w Hogwarcie za czasów Voldemorta.
- Skoro tak, to niech idą Ginny.
- No dobra. To miłej zabawy! Potem nam opowiecie.
- Pa mamo, pa tato!
***
Weszliśmy do sklepu z ciastami, ciasteczkami, cukierkami i innymi słodyczami.
- Wow! Ale tu super!
- Co nie? Nam też się podobało za pierwszym razem, ale czarodziejskie słodycze są lepsze!
- Lily... Hugo... James... Al! Patrzcie kto tu jest!
- Malfoy! To Scorpius Malfoy!!!
- Malfoy w mugolskim miasteczku?!
- Dziwne...
- Chodźcie, powiemy rodzicom! Szybko!!!

Ten rozdział dedykuję mojej najukochańszej <3 Gaba, to dla Ciebie! Nie miałam weny, ale jakoś dałam radę. I to wszystko przez Ciebie!!! Kocham się :*

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział VII "Minęło już tyle czasu..."

Minęło już prawie dziewięć miesięcy, od kiedy rodzice powiedzieli nam, że jest w ciąży. To już tak niedługo! Właściwie, to mama już o kilku dni przebywała na specjalnym oddziale w Szpitalu Świętego Munga. Chyba wszyscy już nie mogą doczekać się nowego osobnika w domu. James zaraz ma wakacje, więc wróci do nas, kiedy maluch będzie miał kilka tygodni. Nikt, nawet mama (!) nie wie, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka. To dla mnie dziwne... Chyba powinna wiedzieć...
- Dzieciaki, co powiecie na to, żeby odwiedzić mamę w szpitalu?
- Tak tak!!! - wykrzyknęła Lily.
- A tak w ogóle, to kiedy mama rodzi?
- Pojutrze Al.
- Wow! Tak szybko?!
- No tak... Już pojutrze... Ja też jestem w szoku... James już wie? Pisaliście mu?
- Że będzie dzieciak - tak. Ale, że to już pojutrze, to nie.
- To mu napiszcie. Tylko szybko, żebyśmy się nie spóźnili na czas odwiedzin, okej?
- Tak tato!
***
- Cześć wszystkim! Już jestem w domu!!!
- Mama!
- Ginny! Jak się czujesz?
- Świetnie! Jak nazwiemy naszą drugą córeczkę?
- Nareszcie mam siostrę!!! - krzyknęła Lily.
- Tak masz siostrę! No, to jak ją nazwiemy?
- Może Silvia? Zrobimy na złość James'owi!!!
- Niezły pomysł, Al! Ginny, Lily, co o nim sądzicie?
- Jest świetny! Myślę, że to dobry pomysł.
- No, to mamy w rodzinie Silvię.
***
Dziś zdarzyła się ta sama sytuacja, co kiedyś. Siedzieliśmy w dormitorium, kiedy w okno zapukała moja sowa.
- Hej! James! List do ciebie przyszedł!
- Pewnie znowu Albus... O kurcze!!!
- Co jest, James?
- Dziś mama urodziła!
- O rany! To otwieraj, szybko!
- Czekajcie... Czytam.
Kochany synku!
Mam nadzieję, że dobrze się bawisz i, że masz dobre stopnie.
Jak Ci się układa Twoja miłość? Pozdrów od nas swoją dziewczynę!
Wróciłam już ze szpitala. Masz siostrę! Obyś się choć trochę cieszył... Na pewno chciałbyś wiedzieć jak ma na imię?
Wymyślił to Twój brat. Wszystkim nam się to spodobało, więc tak zostało. Twoja nowa siostra ma a imię Silvia! :D 
To ze względu na twoją dziewczynę. :* Tylko miej się na baczności! To w końcu Al wymyślił to imię. To nie może być przypadek, co nie? :)
Już się niedługo zobaczymy, ale i tak tęsknię - mama <3
Kolejny szok po kolejnym liście... Długo tak jeszcze będzie?! Już mnie to denerwuje, na prawdę!
- James! Twoi rodzice nazwali swoje dziecko moim imieniem! Cieszysz się?
- Tak, bardzo...
- Jakiś nie swój jesteś, kochanie... Co ci jest?
- Wiecie... Przepraszam... Pójdę się położyć, zmęczony jestem...
- Przecież jest dopiero 18! James!
Ale tego już jakby nie słyszał... Za moment zniknął nam z oczu...
- Martwię się o niego...
- O co? Ma ciężki czas... Musi robić za kapitana drużyny, jego matka właśnie urodziła... To nie takie proste, Silvia...
- No dobra...
***
- Lily, Ginny, Al! Patrzcie! Express już wjeżdża na peron!
- Jej! Zaraz zobaczymy James'a!
- Hej mamo, hej tato, hej dzieci! Gdzie ten maluch?
- Jest w domu z babcią Molly.
- Okej, to jedziemy?
- Tak! Chodźcie!

Takie tam... c: Mam nadzieję, że się podoba. Komentujcie!!! :D

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział VI "Same dziwne informacje"

- Mamo... Nie mogłabym mieć braciszka...? Albo siostrzyczki?
- No... Nie wiem nie wiem... A co?
- No wiesz, chciałabym się móc opiekować takim małym dzidziusiem!
- Zobaczymy Lily, na razie muszę iść poćwiczyć, bo chyba trochę przytyłam.
- Okej...
Lily od razu poleciała do pokoju Albusa.
- Al Al!!!
- Co?! Czego się tak drzesz...?!
- Gadałam z mamą!
- O rany! I co??
- I powiedziała, że zobaczy, i że musi poćwiczyć, bo przytyła.
- Faktycznie... Ma jakiś taki większy brzuch niż zwykle... Choć, napiszemy do James'a.
- Ok!
***
Właśnie wysłaliśmy list do brata, jak mama zawołała na kolację. Od razu tam poszliśmy, bo konaliśmy z głodu... Po pięciu minutach tata wrócił z pracy i zaczęliśmy jeść. Al zauważył, że rodzice dosyć dziwnie, ale bardzo szybko, się na siebie spojrzeli. Potem prawie niezauważalnie kiwnęli głowami i zaczęli z powrotem jeść. W końcu tata się odezwał.
- Dzieci, mamy wam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
- No, o co chodzi tatusiu???
- A więc mama jest w ciąży. Będziemy mieć jeszcze jedno dziecko.
Dzieci spojrzały po sobie i natychmiast wybuchnęły śmiechem.
- O co chodzi? Nie cieszycie się?
- Nie no... cie... cieszymy! Ty.. tylko... Ech... nie ważne!!!
- Właśnie mamusiu, nie nie ważne!
- Lily, chodź do pokoju! Dziękujemy!!!
- Okej Al! Pa mamo! Pa tato!
Słychać było tylko ich śmiechy...
- Harry, jak myślisz, o co im chodziło?
- Nie wiem... Może już wcześniej się domyślili...?
- Wątpię... Niby skąd by mieli to wiedzieć?
- Może mają uszy i słuchają, jak nie śpią?
- Ale... Nie możliwe, Harry! Przecież już spali! Na pewno!
- A może jednak nie spali?
- Och...
- Nie ważne, Ginny! Będzie okej! Dzieci!!!!! Spać, natychmiast!!!
- Okej tato! Dobranoc!
- Dobranoc!
***
- Silvia, jutro mamy mecz z Gryffonami. Nie wiesz, kiedy mamy trening?
- Wiem, dziś wieczorem. Dokładniej za półtorej godziny.
- A, okej. McGonagall kazała mi przyjść do jej gabinetu od razu po zaklęciach. Muszę lecieć kocie! Paaa!
- Pa.
Przed gabinetem dyrektorki stał wielki gargulec. Na szczęście podała mi hasło, bo bym sobie stał... Wszedłem i trafiłem na kręcone schody. Chciałem zacząć iść, ale one same ruszyły! Byłem w szoku. Kiedy dotarłem na górę, zastałem ogromne drewniane drzwi. Zapukałem. Pani profesor nakazała mi wejść. Moim oczom ukazał się piękny pokój z wieloma starymi meblami i oknami wychodzącymi na błonia. Tak się na to wszystko zagapiłem, że stałbym tam, gdyby nie głos, który mnie obudził.
- James? James?! Żyjesz tam?!
- Aaa... Tak pani profesor. Przepraszam bardzo... Ma pani przepiękny gabinet!
- Dziękuję za tę uwagę panie Potter. Proszę, siadaj.
Wskazała na krzesło tuż przed jej biurkiem.
- Zrobiłem coś złego, pani profesor?
- Nie. Jest tylko sprawa quidditch'a.
- Pani chce przez to powiedzieć, że jestem wywalony z drużyny?! Za co?!
- Uspokój się Potter! Kapitan drużyny Krukonów - Mark Kever - został wyrzucony ze szkoły.
- Jak to?! W takim razie nie mamy i drugiego pałkarza, i kapitana!
- USPOKÓJ SIĘ POTTER, BO CIĘ STĄD WYRZUCĘ! - ryknęła dyrektorka
- Dobrze... Przepraszam...
- Sprawę kapitana próbuję z tobą właśnie załatwić. I to ty będziesz kapitanem drużyny...
- Ja?!
- Nie przerywaj mi nigdy więcej, jasne?!
- Dobrze pani profesor.
- Tak, ty będziesz kapitanem drużyny Ravenclawu. Musisz teraz dobrać sobie odpowiedniego pałkarza. Wasz jutrzejszy mecz został przeniesiony na pojutrze. Jutro robicie sprawdziany na drugiego pałkarza.
- Dobrze pani dyrektor. A dzisiejszy trening?
- Się odbędzie pod twoim okiem, tylko bez jednego pałkarza.
- Dobrze. Mogę już iść?
- Proszę. Do widzenia Potter.
Od razu poleciałem do Silvii, Boba i Marii. Siedzieli razem na błoniach.
- Ej! Mam kilka wiadomości!
- Zacznij od tych złych.
- A więc. Wyrzucili ze szkoły Kevera, kapitana naszej drużyny. Więc nie mamy kapitana i brakuje nam jednego pałkarza.
- O kurczę... Słabo co nie?
- No... Jutrzejszy mecz przełożyli na pojutrze, jutro mamy sprawdziany na drugiego pałkarza.
- No dobra kochanie, ale kto będzie kapitanem?
- I tu właśnie jest dobra wiadomość. Ja!
- Co?! Naprawdę?! Ale super! Chodź, niech cię wycałuję!
- Dziś mamy trening, tylko bez jednego pałkarza.
- Okej!
***
- Ginny, Lily, Al! Mam wiadomość!
- Nom?
- James został kapitanem drużyny!!!

Dawno mnie nie było, ale to przez brak czasu... Mam nadzieję, że wam się podoba ;)

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział V "Sprawdziany Quidditch'a i list od Albusa"

- Dziś sprawdziany quidditch'a! Silvia, będziesz siedzieć na widowni i mi kibicować?
- Nie... Dziś nie mogę...
- Jak to? Czemu?! Przecież wiedziałaś o tym... prawda?
- Wiedziałam, ale nie mogę, bo ja też będę brała w nich udział!!!
- Serio?! Wow!!! Ale super! A na jaką pozycję chcesz trafić?
- Chciałabym być obrońcą... To moje marzenie od dzieciństwa...
- Rany... Znakomity zespół! Chłopak - szukający, dziewczyna - obrońca, kumpel - pałkarz i jego dziewczyna - ścigająca. Będzie się świetnie grało!
- Nom... Będzie czadowo... o ile się dostanę... Trochę się boję...
- Silvia, nie ma czego! To tylko zabawa!!!
- No nie wiem... Idę coś przekąsić... Tobie też radzę, bo za półtorej godziny mamy te sprawdziany.
- Masz rację. Chodźmy kocie.
Poszliśmy do wielkiej sali, w której był jeden stół dla tych, którzy mieli brać udział w sprawdzianach i tylko oni tam byli. Jedzenie było pycha...
***
Wyszliśmy z Silvią, Bobem i Marią (jego dziewczyną) na błonie i poszliśmy w kierunku boiska. Było tam już dużo chętnych z Ravenclawu, ale nie byliśmy ostatni. Tuż przed sprawdzianem obrońców stało się coś niesamowitego... Pierwszy pocałunek mój i Silvii... Było bosko... Nie wiem czy to przez to, ale Silvia świetnie poradziła sobie na sprawdzianie i to właśnie ona została obrońcą Rav'u. Teraz przyszła kolej na sprawdziany szukających.
- Powodzenia kochanie - powiedziała Silvia i dała mi buziaka.
- Dzięki kocie!
Po kilkunastu minutach wszystko było jasne. Cała nasza czwórka została w drużynie na swoich wymarzonych pozycjach.
- Brawo James! To było świetne! Chyba nikt nigdy nie złapał znicza tak szybko, jak ty!
- Bob, nie przesadzaj! Na pewno nie dorastam mojemu tacie do stóp! Ale jak ty odrzucałeś tłuczki... To było coś godne podziwu!
- Maria też była świetna! Tyle goli strzeliłaś, że aż mi szczęka opadła - powiedział Bob.
- I tak najlepsza była moja przyszła żona, co nie Silvia? Broniłaś lepiej niż ci z szóstego roku, serio!
- Dzięki za komplementy James. A teraz chodźmy na obiad, konam z głodu!
- Dziewczyny, wy idźcie, chcę zamienić słówko z Bobem.
- Okej, tylko nie gadajcie za długo!
Kiedy dziewczęta odeszły, słychać było tylko ich śmiechy! Poczekałem jeszcze chwilkę, a potem powiedziałem do mojego przyjaciela:
- Bob, całowałeś się już z Marią?
- Nie, coś ty... A ty z Silvią?
- Tak... Było super
- O kurczę! Serio?! Jak to jest???
- Zarąbiście stary... Normalnie przeniosłem się w inny świat...
- Ale czad...
Szliśmy w stronę zamku i rozmawialiśmy. Kiedy doszliśmy już do Wielkiej Sali, dziewczyny nadal tam były i plotkowały.
- I co stary, myślisz, że mam ją teraz pocałować?
- Dawaj! Pobiegniemy do nich i w jednym momencie damy im buzi. Co ty na to?
- Ok... Trochę mam stresa...
- Nie łam się Bob! Dawaj, biegniemy!!!
No i stało się. Było super, chociaż wszyscy się na nas dziwnie patrzyli... Bob był w siódmym niebie... Wiedziałem to w jego oczach!
***
Wieczorem, kiedy siedzieliśmy we czwórkę przy kominku, do okna naszego pokoju wspólnego zapukała moja Lossi.
- Lossi! Jesteś wreszcie! Już myślałem, że nawet dziewczyny do mnie nie napiszą!
Wszyscy się śmialiśmy, a ja wziąłem od mojej sowy list i stanąłem jak wryty...
- James, co się stało?
- Nic, po prostu mój brat do mnie napisał... Tego się nie spodziewałem. Chodźcie bliżej to przeczytam.
Siema bracie!
Jak Ci się układa z Silvią? Było już pierwsze cmok-cmok? :D
Nie ważne. Pozdrów ją ode mnie! Muszę Ci o czymś powiedzieć...
Wydaje mi się, że będziemy mieć jeszcze jedno dziecko w domu...
Wczoraj po kolacji... Rodzice myśleli, że już śpię... Ale wyszło
na jaw! Trochę masakra... Nie gadałem jeszcze z tatą, ale jutro może to zrobię...
pozdro - Al
PS: Odpisz jak najszybciej!
Byłem w szoku... Cała reszta chyba też.
- Jak to jeszcze jedno dziecko?! Mi już dwójka rodzeństwa wystarcza!!!
- Nie martw się James, jak coś możesz się do mnie wprowadzić.
- Dzięki Bob, ale mieszkasz na drugim końcu miasta... Za daleko... Idę się przejść... Silvia, idziesz ze mną?
- Jasne! To pa gołąbeczki!
- Pa - powiedzieli Bob i Maria
Wyszliśmy na korytarz. Poszliśmy do chatki Hagrida. Zapukałem i otworzył mi od razu.
- Kim wy cholibka jesteście?! I co tu robicie tak późno?
- Spokojnie, Hagrid, możemy wejść?
- No dobra, wchodźcie, ale z kim ja w ogóle gadam, co?
- Jestem James. Syn Harry'ego Potter'a. Podobno byliście kumplami?
- O rany! Faktycznie. Klon Harry'ego! Byliśmy byliśmy. A ty to kto? - zwrócił się do mojej dziewczyny.
- Jestem Silvia i jestem dziewczyną James'a. Miło mi poznać.
- Hagrid, słyszałem od taty, że masz jakiegoś Hardodzioba, czy coś takiego. Moglibyśmy go poznać?
- Jasne, chodźcie!
Hagrid pozwolił nam nawet wsiąść na Dziobka, który co i raz wzbijał się wysoko w powietrze. Na pożegnanie powiedziałem Hagridowi:
- Hagrid, wiesz że tata i mama chcą mieć czwarte dziecko?
- O cholibka... No to będzie dużo Potterów w Hogwarcie!
Zaśmialiśmy się i poszliśmy do naszego dormitorium. Daliśmy sobie buzi na dobranoc, bo w pokoju wspólnym już nikogo nie było, i poszliśmy spać.

Tym razem rozdział jest dłuższy niż zwykle. Mam nadzieję, że będzie coraz więcej czytelników. :3

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział IV "Szokujący list"

Kochana rodzinko!
Mam już kumpla w szkole. Nazywa się Bob. Jest strasznie fajny!
Tiara przydzieliła mnie co prawda nie do Gryffindoru, ale też
się cieszę, bo nie jest to Slytherin, tylko Ravenclaw!
Mam niebieski krawat, to mój ulubiony kolor!!! :D
Poza tym... Zakochałem się! <3 I to w dziewczynie z mojego domu!
Ona chyba też mnie kocha... ^^ Ma na imię Silvia.
Najlepsze jest to, że mamy identyczny plan! Jest śliczna...
Ale potem wam o niej opowiem szczegółowo.
Tato, dziadek Silvii był bratem profesora Dumbledor'a, wiesz?
Muszę już kończyć, bo czeka mnie wielka praca domowa
z eliksirów... :( Będę ją robił z Bobem, jego dziewczyną
i z Silvią...
WOW! Właśnie się mnie zapytała, czy chcę z nią chodzić!!!
Co mam odpowiedzieć?!
No, już po wszystkim. Oficjalnie ogłaszam, że jesteśmy parą! :3
Teraz już naprawdę kończę ten długi list. Jutro też napiszcie
dziewczyny! Tato, Al, wy też byście mogli! :D
Pozdrawiam - James
Wszyscy byliśmy w ciężkim szoku... Tata nie dowierzał, że James nie dostał się do domu Lwa.
- Ale jakim cudem?! Jakim ja się pytam! Cała bliższa rodzina to Gryfoni, a on to Krukon?! Nic z tego nie rozumiem...
- Harry, kochanie... Uspokój się, naprawdę... To nie ważne, że nie dostał się do twojego domu! Ciesz się, że nie jest w Slytherinie...
- Mnie to najbardziej bawi, że mój brat ma dziewczynę - wtrącił się Al.
- Właśnie! Ja pewnie długo nie będę mieć chłopaka... Mamo, tato, a wy kiedy zaczęliście być parą?
- To długa historia... Chyba na siódmym roku, co nie Ginny?
- Tak, oficjalnie tak, chociaż ja kochałam cię od kiedy cię poznałam na peronie...
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. To był cudowny wieczór. Graliśmy sobie w szachy czarodziejów, a potem oglądaliśmy dokument nagrany na żywo podczas ostatecznej wojny z Voldemortem. Było super!!! Potem Lily i Albus poszli spać, a Ginny i Harry poszli do swojej sypialni. Albus po kryjomu poszedł do sypialni Lily i powiedział jej, że z pokoju rodziców dochodzą strasznie dziwne odgłosy...
- Może coś czarują? W końcu mają swoje różdżki, co nie bracie...?
- Może i czarują... Ale mi to nie brzmi na czary... Coś mi się zdaje Lily, że będziemy mieć czwartego bachora w domu... Masakra...
- Jak to?! Skąd wiesz???
- Ma się swoje lata Lily... Ty musisz się jeszcze sporo nauczyć o życiu...

Co sądzicie o tym rozdziale? Zmieniłam nazwę bloga, bo nie miałam pomysłu na Hinny... Teraz mam nadzieję wszystko nadrobić. c: Proszę o słowa uznania lub też krytyki. Bardzo mi na tym zależy! :D

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział III "Quidditch i list"

Harry:

Następnego dnia rano obudziłem się i poszedłem zrobić śniadanie. Za dziesięć minut było gotowe i pięknie przyrządzone na stole. W tym momencie przyszła moja żona - Ginny.
- O, Harry, piękne śniadanko! Pójdę obudzić dzieci.
- Okej, czekam tu na was.
Za moment wróciła wraz z młodszą częścią rodzinki. Usiedliśmy do stołu.
- Mamo napiszemy dziś list do Jamesa, tak jak mi obiecałaś?
- Dobrze córeczko. Od razu po śniadaniu możemy się za to zabrać. Panowie, chcecie pisać z nami?
- Nie. Wczoraj obiecałem Albusowi, że dziś pójdę z nim pograć w mini Quidditch'a, co nie Al?
- Tak tato! Ale super!!!
- No dobrze. W takim razie ja i Lily pójdziemy już na górę. Do zobaczenia później!
***
Zaraz potem wyjrzałem przez okno, aby sprawdzić, czy pogoda jest dobra do gry.
- I jak tato, da się grać?
- Tak, jest świetnie synku. Leć się ubrać i spotkamy się z pięć minut przed domem.
- Dobra tato!
Za umówione pięć minut byliśmy już na zewnątrz. Poszliśmy do schowka po miotły i wyszliśmy na wielkie zielone boisko. Było piękne; jedyne w swoim rodzaju.
- Tato... A właściwie to skąd my mamy takie ładne boisko i tyle mioteł?
- Och... To długa historia. Ale powinieneś wiedzieć. Usiądźmy na ławce i pogadajmy.
- Okej tato!
- A więc to było tak. Kiedy ja chodziłem do Hogwartu, dyrektorem szkoły był profesor Dumbledore.
- Jaki profesor? - przerwał mi Albus.
- Profesor Albus Dumbledore.
- To po nim mam imię?
- Tak, właśnie po nim. No, więc on był dyrektorem, ale został zamordowany tak, jak moi rodzice i mój ojciec chrzestny... Zaklęciem Avada Kedavra. Jest to zaklęcie niewybaczalne, powodujące natychmiastową śmierć.
- Kurcze to straszne...
- No, masz rację synu... I to właśnie profesor Dumbledore zostawił nam w spadku ten dom i razem z nim to boisko.
- Rany ale fajnie... A myślałem, że to wy je wybudowaliście!
- Nie... No, Al, już późno. Jeśli chcemy pograć, to koniec rozmów.
- Okej!
***
Wieczorem do naszego okna zapukała Lossi. Lily od razu jej otworzyła i wzięła list od James'a.
- Uwaga czytam!
Kochana rodzinko!
Mam już kumpla w szkole. Nazywa się Bob. Jest strasznie fajny!
Tiara przydzieliła mnie co prawda nie do Gryffindoru, ale też się cieszę,bo nie jest to Slytherin, tylko...


A do jakiego domu trafił James dowiecie się, czytając kolejny rozdział c: Proszę o opinie!